czwartek, 14 sierpnia 2014

Rozdział 01.



  - Idę do toalety - zakomunikowałam mojej przyjaciółce, a ta pokiwała głową, że słyszy, dalej tańcząc w towarzystwie jakiegoś nowo co poznanego chłopaka.
 Przepchnęłam się przez tłum w stronę toalety, omiotłam wzrokiem całą salę, i już miałam wchodzić, gdy nagle usłyszałam jakiś huk dobiegający z sąsiedniego pomieszczenia. Drzwi były uchylone. Instynktownie zajrzałam do środka.
 Stała tam trójka mężczyzn. Jeden w kapturze zarzuconym na głowę, dwójka tylko w okularach, mimo, że już dawno nie było słońca. Spojrzałam na postać pod nimi.
 Młody chłopak siedział bezwładnie na podłodze, opierając się o kafelkową ścianę plecami. Wszędzie była krew.
  - Mam nadzieję, że wyniesiesz coś z tej lekcji, Luke. - odezwał się jeden z nich stojąc nad tamtym.
 Chłopak siedzący na podłodze, z trudem podniósł głowę do góry, by spojrzeć na tamtego. Uśmiechnął się prowokująco i splunął krwią na jego buty.
 Zakapturzony wymierzył mu siarczystego kopniaka prosto w twarz tak, że głowa tamtego dodatkowo uderzyła w ścianę zanim. Zdusiłam okrzyk przerażenia, ale musieli mnie usłyszeć. Nagle cała trójka wpatrzona była w jeden punkt. We mnie.
 Nagle odechciało mi się jakiejkolwiek potrzeby fizjologicznej. Przerażona uciekłam jak najszybciej z miejsca zdarzenia, przepychając się ponownie w stronę Rosie.
 Musiałyśmy stąd uciekać i to jak najszybciej. Impreza z zabójcami nie była najlepszym pomysłem na rozerwanie się, nawet jeśli byłyśmy totalnie zdesperowane. Co jeśli my będziemy następne?
 Złapałam moją przyjaciółkę za nadgarstek, wytrącając ją z równowagi, i zaczęłam ją pośpiesznie ciągnąć w stronę wyjścia. Wokół nas tańczyli niczego nieświadomi ludzie.
  - Letty, co ty robisz? Co się stało? - zaczęła przekrzykiwać hałas zaskoczona, opierając się.
Pchnęłam drzwi ewakuacyjne i wyszłyśmy na zewnątrz. Chłodny wiatr przeszył mnie od stóp do głów. Mimo, że było lato, wieczory były chłodne, a mój skąpy stój w niczym mi nie pomagał.
 Puściłam ją.
  - Tam.. w toalecie.. widziałam jak.. jak... zabijają człowieka - wydusiłam z siebie, będąc ciągle w szoku.
 Rosie stała wmurowana, gapiąc się na mnie z powątpiewaniem.
  - Czasami w klubach puszczają takie gazy, które powodują halucynacje.
  - Ja nie miałam żadnych halucynacji. - powiedziałam hardo. - Byłam świadkiem zamordowania człowieka i nie mogłam mu pomóc. - westchnęłam bezsilnie. - Musimy stąd uciekać. - złapałam ponownie za jej nadgarstek i zaczęłam ją ciągnąć w stronę najbliższego przystanku autobusowego.
  - Letty, puść mnie. Zostaję. - powiedziała, a ja momentalnie przystanęłam. Spojrzałam na nią nie wierząc własnym uszom. - A ty idź, prześpij się. Jesteś zmęczona.
 Stałam tam i patrzyłam na nią, nie wierząc w to, co mówi. Czy ona mnie nie słyszała? Trzech gości zabiło właśnie w tym klubie człowieka, a ona postanawia, że wróci tam niewzruszona moim stanem, zapewne myśląc, że tymi dwoma drinkami, zdołałam się wstawić. Co jak co, ale Rosie powinna mi wierzyć. Była moją najlepszą przyjaciółką.
  - Nie wierzysz mi i masz mnie za wariatkę. - powiedziałam roztrzęsiona. - Okej. - odwinęłam się na pięcie i zaczęłam biec co sił w nogach, uświadamiając sobie, że mam coraz mniej czasu na bezpieczną ucieczkę.
 Bałam się o Rosie, ale skoro mi nie wierzyła i miała mnie za totalnie kopniętą, nie mogłam w tej sprawie nic zrobić. W tej chwili mogłabym się okazać najgorszą przyjaciółką jaką można byłoby mieć, ale czy ona też nie była w stosunku do mnie nie fair? Mimo, że moje słowa mogłyby wydawać się bardzo niewiarygodne, to czy Rosie nie powinna mi zaufać?
 W ostatniej chwili zrezygnowałam z autobusu. Nie chciałam zbędnie tracić czasu na czekanie.
Myślami wróciłam do tamtej sytuacji. Przed oczami pojawił mi się obraz tamtych trzech i bezwładnie leżącego na ziemi chłopaka. Na moment zatrzymałam się na spojrzeniu jednego z nich. Czarne oczy przepełnione nienawiścią, żądzą zemsty a może i bólem. Czy miał powód, dla którego to robił? Nawet jeśli, czy nie można było rozegrać tego inaczej? Cholera, dlaczego akurat tego razu, dałam się przekonać na imprezę.
 Biegłam co sił w nogach nie zważając na nielicznych przechodniów, którzy co jakiś czas wykrzykiwali jakieś obraźliwe uwagi pod moim adresem. Jeszcze tylko jedna przecznica. Tylko jedna.
 I jestem.
  - Co tak długo? - usłyszałam zza siebie. Momentalnie serce podskoczyło mi do gardła. Strach całkowicie mnie sparaliżował. Zamknęłam oczy. Nie chciałam patrzeć na zabójce. Będzie dobrze, Let. Uniosłam powieki.
 Chłopak stanął wprost przede mną i, oparłszy się o ścianę kamienicy, jakby od niechcenia na mnie spojrzał.
  - Skąd wiesz gdzie mieszkam? - odezwałam się, nie odpowiadając na zadane pytanie, przy okazji poprawiając niesforne kosmyki włosów z twarzy, równie zszokowana pewnością swojego głosu, co i tym, że jeszcze stamtąd nie uciekłam.
  - Długo by opowiadać, a nie mamy czasu. - odparł, dalej bawiąc się czymś w dłoniach.
Rozejrzałam się na wszystkie strony. Nikogo tu z nami nie było.
  - My? - zapytałam po chwili. Spokojnie, żadnych gwałtownych ruchów, to może pożyję jeszcze z godzinę.
  - Masz problemy ze słuchem? - odpowiedział bezczelnie pytaniem na pytanie, mierząc mnie wzrokiem znad opadającej na jego oczy kręconej grzywki.
  - N-niczego nie rozumiem. - zająknęłam się, zmieszana kręcąc powoli głową.
 Chłopak przeciągle westchnął, schował tajemniczy przedmiot do kieszeni spodni i na mnie spojrzał.
  - Słuchaj. - rozkazał i podszedł o krok bliżej. Był wyższy ode mnie o głowę. - Widziałaś coś, czego nie powinnaś. Wyniosłaś z tego mylne wnioski. Nie wiesz, czemu to zrobiłem. - Cofałam się z każdym jego kolejnym krokiem, gdy nagle zostałam przyparta do muru. Jego oczy, w klubie, które były dzikie i przepełnione nienawiścią, teraz wyglądały trochę inaczej. - Boisz się mnie? - zapytał, a ja mimowolnie poczułam jego pełen nikotyny oddech. Przeszedł mnie zimny dreszcz.
 Przełknęłam głośno ślinę. Chłopak popatrzył na mnie tak, jakby chciał wyczytać w moich myślach, w moim szybkim biciu serca odpowiedź. Uśmiechnął się szeroko, ukazując rząd śnieżnobiałych zębów, wyraźnie zadowolony z reakcji mojego organizmu.
  - Tak jak myślałem. - nagle odszedł, tym samym dając mi bezpieczną przestrzeń. Wypuściłam powietrze z płuc. Nieznajomy zaczął się oddalać powolnym krokiem, a ja już miałam nadzieję, że tak po prostu zniknie. Najlepiej raz na zawsze. Chciałam szybko podbiec do drzwi kamienicy, ale strach wmurował mnie w ziemię. Nie wiedziałam co się dzieje. Byłam kompletnie oszołomiona i przestraszona. - No chodź. - odezwał się po chwili, zniecierpliwiony. Wpatrywał się we mnie oczekująco w bezruchu.
  - N-nie wiem, czy mogę Ci ufać. - stwierdziłam, przecierając dłońmi twarz. - Zabiłeś bezbronnego człowie..
  - Ludzi nie zabija się ot tak. - przerwał mi. - Zawsze mamy jakiś powód, dla którego to robimy. - odparł szczerze, stojąc kilka metrów dalej, z rękoma schowanymi w kieszeniach spodni.
 Nie wiedziałam co o tym myśleć. Sytuacja zdawałaby się być strasznie chora i dziwna. Chłopak patrzył na mnie w ciszy. Niech to szlag. Letty, myśl rozsądnie.
  - W każdym bądź razie i tak nie masz wyboru. - odezwał się, a ja spojrzałam na niego pytająco. - Nikogo nie ma w domu, a ty nie masz kluczy.
 Momentalnie zaczęłam przeszukiwać wszystkie kieszenie, ale faktycznie. Nigdzie ich nie było. Pewnie wypadły mi w klubie. Coś zabrzęczało. Spojrzałam na chłopaka, a konkretnie na to, co trzyma w ręku. Pewnie dlatego wiedział, gdzie mieszkam. Numer ulicy i mieszkania, zapisane są na breloczku.
  - Oddaj mi je. - powiedziałam błagająco, podchodząc do niego z wyciągniętą ręką. - Proszę. - Chłopak uśmiechnął się z góry, podnosząc rękę z kluczami w górę, tak, żebym nie mogła ich dosięgnąć. Zaczęłam bezskutecznie próbować je chwycić, ale na marne.
  - Gdybym Ci je oddał, to kompletnie popsułoby naszą zabawę. - wyjaśnił, chowając je w tylnych kieszeniach spodni.
  - Czego ode mnie chcesz? - zapytałam przerażona.
 Chłopak uśmiechnął się szeroko, jakby odpowiedź była najprostszą rzeczą jaka mogłaby istnieć.
  - Żebyś ze mną poszła. - odparł krótko i beznamiętnie.
 Nie chciałam z nim nigdzie iść, zwłaszcza, że mnie przerażał. Z taka łatwością mówił o tym, że miał powód, by zabić tamtego chłopaka, jakby to było coś, na porządku dziennym, coś przez co zawsze przechodzimy na co dzień. Co jeśli, ma wobec mnie jakieś złe zamiary? Chcę zrobić ze mnie zakładnika? Trzymać w jakiejś obskurnej melinie i torturować, dopóki nie skonam z głodu? Dlaczego moja ciekawość zawsze musi sprawiać mi kłopoty?
  - Gdybym chciał cię zabić, zrobiłbym to już w klubie. - przyznał, lustrując mnie od stóp do głów, zatrzymując się na chwilę dłużej, gdzieś ponad moimi kolanami. Machinalnie podciągnęłam swoją krótką sukienkę w dół.
 Tym razem coś w jego słowach dawało mi poczucie, że mówi prawdę, sam mój rozsądek podpowiadał mi, że to bardzo możliwe i sensowne, ale czy na pewno? Nie, Let. Co ty w ogóle wygadujesz! To morderca. Czego ten człowiek mógł ode mnie chcieć? Nie wystarczyło mu to, że widziałam prawdopodobnie najgorszą rzecz, jaką mogłabym w życiu zobaczyć?

***

 Szliśmy w całkowitej ciszy. Co jakiś czas słychać było dźwięk naszych szybkich, rytmicznych kroków. 
 Nagle przystanął. Zdezorientowana stanęłam za nim, o mało co w niego nie wpadając. Wyciągnął coś ze swojej skórzanej kurtki i skierował w stronę czarnego harleya, jedynego na tym podjeździe. Motor się zaświecił. Chłopak otworzył bagażnik i wyciągnął z niego jeden czarny kask. Podał mi go, a ja niezdarnie go chwyciłam. Tylko nie to, proszę... 
  - Kurwa - zaklęłam pod nosem, chociaż rzadko mi się zdarzało, gdy tylko usiadł na motorze. 
 Czekał. 
Nie odpuści mi. Przełknęłam głośno gulę, która uwięzła gdzie w moim gardle i założyłam za duży kask na głowę, kierując się w jego stronę. 
 Zawsze bałam się tych postrzelonych kierowców motorów, którzy jechali z zawrotną prędkością igrając ze śmiercią. Adrenalina buzuje w nich 24h na dobę. I ja mam teraz ot tak wsiąść na tę szatańską maszynę? Ale czy nie robię właśnie czegoś takiego? Nie igram ze śmiercią, jadąc z zabójcą nie wiadomo gdzie i nie wiadomo po co? Co chce ze mną zrobić? W jakim celu bardziej psuje mi ten wieczór? Czemu od tak, jeszcze mnie nie zabił? 
 Skinął głową na miejsce za nim, po czym wrócił wzrokiem gdzieś indziej, trzymając się po obu stronach kierownicy. 
  - No siadaj. - warknął przerzucając oczami, widząc moje wahanie. Wypuściłam głośno powietrze z płuc. Przerzuciłam jedną nogą przez siedzenie i usiadłam. Sukienka podeszła mi pod brzuch, ale nie mogłam teraz nic z tym zrobić. - Złap się mnie. - polecił. Minęło trochę czasu, zanim niechętnie to zrobiłam. Objęłam go rękoma w talii i zamknęłam oczy. Na samą myśl o przejażdżce motorem z zabójcą przyprawiało mnie o wymioty. 
 Letty, co ty najlepszego wyprawiasz. Pakujesz się w niezłe tarapaty i dobrze o tym wiesz. 
Chłopak odpalił głośno motor, a ja podskoczyłam, ze strachu wbijając twarz w jego plecy. Pomimo kasku, jego ostry zapach przeszył moje nozdrza. 
 Chłopak spojrzał na mnie rozbawiony i jednocześnie zadowolony. 
  - Będąc w takiej bliskości z Tobą już po pierwszej godzinie, wypadałoby się przedstawić. - parsknął śmiechem. - Jestem Harry.